include ('../p_left.php'); ?>
|
Sprawia wrażenie niepewnej i nieśmiałej. Jest jednak ciekawa świata i innych ludzi. Wie czego chce od życia. Wyraźnie określa w
nim miejsce swojej pasji. W jej sylwetce, zachowaniu, gestach, rozmowie nie ma nic, co wskazywałoby na bliskie związki ze sztukami walki...
Aldona Janocha (1 dan) - mistrzyni Polski (1991), członkini kadry narodowej startująca zarówno w kumite, jak i w kata. Urodziła się w znaku
Wodnika, absolwentka WSP, prowadzi treningi z młodzieżą, interesuje się filozofią i religioznawstwem, lubi jazdę konną...
Rezygnacje, wyrzeczenia... Z tym także może kojarzyć się przygoda z karate...
Bardzo poważnie traktuję karate. Zajmuje ono dużo miejsca w moim życiu. Staram się jednak, by mnie nie ograniczało. Oczywiście,
zdaję sobie sprawę, że czasem muszę rezygnować z wielu spotkań, ciekawych rozmów, sympatycznych imprez... Bywa, że nie chce mi się ruszyć z
domu, bo jestem po prostu zmęczona.
Nigdy nie miała Pani ochoty tego rzucić?
Moment wahań miałam w VIII klasie szkoły podstawowej, po 2 latach ćwiczeń. Wszelkie wątpliwości rozwiała rozmowa z ówczesnym
trenerem. Bo z karate jest jak z baletem czy muzyką. Świadomość włożonej pracy, lata ćwiczeń i poniesionych wyrzeczeń nie pozwala rezygnować...
Dlaczego wybrała Pani właśnie karate?
Mając 5 lat marzyłam o balecie ale w Sosnowcu gdzie mieszkałam nie było wtedy takich możliwości. Na pierwszym treningu znalazłam
się troche przypadkowo. Było to w VI klasie szkoły podstawowej. Namówił mnie brat koleżanki z ławki szkolnej. Powstała wtedy w Sosnowcu
pierwsza sekcja karate. Szybko stało się ono dla mnie bardzo ważne. Imponował mi zielony pas trenera, jakaś aura tajemnicy, czegoś nieznanego...
Nie było wtedy jeszcze na ekranach "Wejścia smoka". Trochę wstydziłam się nawet, wobec koleżanek i kolegów, tego co robię na sali treningowej.
Ukrywałam swoje związki z karate. Ćwiczyłam tylko dla siebie.
Jak Pani ocenia dziś tamte, pierwsze doświadczenia?
Mam świadomość, że gdybym od początku miała takiego trenera jak Andrzej Drewniak to znacznie wcześniej, a nie po 12 latach zdobyłabym
1 dan. Wiele ćwiczeń wykonywanych było nie do końca przemyślanych przez prowadzącego. Panowała jednak niepowtarzalna atmosfera. Istniały
towarzyskie więzi. Po treningu chodziliśmy razem do kawiarni. Teraz każdy spieszy sie do domu...
W ogóle najlepiej wspominam czasy liceum. Bardziej świadomie, niż w szkole podstawowej odbierałam karate. Było to coś, bardzo osobistego, coś
co pozwalało zapomnieć o wszystkim, także o szkole. Równocześnie miałam wtedy wielu przyjaciół, dzięki którym zainteresowałam się filozofią,
religioznawstwem, malarstwem. Oni mnie po prostu inspirowali. Nie mieli pojęcia, że uprawiam karate. Byli wśród nich także członkowie
popularnego zespołu reage "Israel". Te przyjaźnie i zainteresowania sprawiły, że inaczej zacząłam traktować także karate. I czasami, nawet
dziś, przeraża mnie myśl, że w wielu ludziach ćwiczących karate brak jest po prostu czegoś głębszego...
Czy rodzice nie protestowali, gdy zaczęła Pani uczęszczać na treningi?
Początkowo podchodzili do tego bardzo ostrożnie. Nigdy jednak, choć jestem jedynaczką, nie narzucali mi swojej woli, nie protestowali.
Karate na szczęście nie kolidowało z nauką. Nie opuszczałam zajęć szkolnych, niegdy nie chorowałam, byłam bardzo dobrą uczennicą. Teraz
rodzice są ze mnie dumni. Przekonali się do tego, co robię gdy zdobyłam mistrzostwo Polski. Nigdy nie przypuszczałam, że jeden artykuł w
gazecie może ich tak poruszyć. Myślałam, że żartują, gdy otrzymałam kluczyki do 4-letniego "Forda"...
A czym dla Pani samej było zdobycie, w 1991 roku, tytułu mistrzyni Polski?
Czułąm wtedy,m że mam szanse. Miałam bardzo dobry dzień. To była sobota. Myślę, że dzień później mogłaby zwycieżyć moja bezpośrednia rywalka...
Poczuła Pani chyba smak sukcesu?
Dla mnie prawdziwym sukcesem było równoczesne zwycięstwo na mistrzostwach Polski i w kata i w kumite. Marzę także, by stanąć na
podium mistrzostw Europy.
Co Pani robi aby utrzymać odpowiednią formę? Jak wygląda Pani dzień powszedni w Krakowie?
Jestem strasznym śpiochem. Muszę spać co najmniej osiem godzin. Z soboty na niedzielę wydłuża się to nawet do dwunastu.
Trzy razy w tygodniu mam trening, raz w tygodniu chodzę na basen, do sauny, także ćwiczę boks... No i oczywiście uczęszczam codziennie na
zajęcia w krakowskiej WSP.
Czy stosuje Pani jakieś diety?
Nigdy nie odchudzałam się. Nie potrafię na przykład odmówić sobie ciastek. Tak bardzo lubię słodycze. Ale to też pobudza do ćwiczeń...
Jem normalnie, nie stosuję żadnych diet. Lubię jednak zdrowe pożywienie. Może to być na przykład dobre mięso czy sałatka. Nie przepadam za
klasyczną kuchnią polską, z jej zasmażkami i ciężkimi sosami.
Ma Pani poza karate jakieś hobby?
Kocham konie. Bardzo lubię jazdę konną. Ale traktuje to tylko rekreacyjnie. Jako coś, co robię tylko dla siebie.
Gdy zaproponowano Pani powtórne obejrzenie jakiegoś filmu...
To z pewnością wybrałabym "Gandhiego". Już w liceum ten film zrobił na mnie wielkie wrażenie. Opowiada przecież o człowieku, który
tak dużo zrobił dla innych... I to bez walki.
Jakie marzenia ma mistrzyni Polski?
Bardzo chciałabym zostać po studiach w Krakowie. Wierzę, że będę miała wtedy więcej czasu dla tego niepowtarzalnego miasta. Teraz
nie zawsze mogę sobie pozwolić na korzystanie z jego bogatej oferty kulturalnej. W Krakowie poza tym jest polskie centrum kyokushinkai. Można
tam doskonalić się i liczyć na na pomoc doświadczonych Mistrzów. To bardzo wiele - dostać taką szansę w życiu i umieć ją wykożystać. Na
szczęście sprawy materialne nigdy nie były dla mnie ważne. A może to źle, że mam romantyczną naturę?
|
|