include ('../p_left.php'); ?>
|
Adrianna Bieńkowska
Ponad 10 lat temu do Gdańskiego Klubu Kyokushin Karate przyszła na pierwszy trening pulchna dwunastolatka Adrianna
Bieńkowska. Kiedy na zajęciach zabaczył ją doświadczony trener i znakomity karateka Bogdan Jeremicz, stwierdził - Oto
przyszła mistrzyni Europy.
Początek był trudny. Brak koordynacji ruchowej i młody wiek sprawiły dużo kłopotów - Byłam dosyć gruba.
Z wysiłkiem podnosiłam nogę do góry. Po treningach miałam pozdzieraną skórę. Do tego byłam najmłodsza w grupie i czasami
po prostu nie dawałam sobie rady. Ale nie poddawałam się. Mama była załamana, że przychodziłam posiniaczona i podrapana.
Teraz po latach przyzwyczaiła się i nawet mi kibicuje - mówi 22-letnia Ada.
Niepowodzenia szybko poszły w niepamięć. U młodej adeptki ujawniły się cechy, które musiały dać dobre wyniki - Obserwowałem
jej upór i talent. Wiedziałem, że osiągnie sukces. Każdą technikę wykonywała z pełnym zaangażowaniem. Z treningu na trening
była coraz lepsza - wspomina trener Bogdan Jeremicz. W 1999 roku jego przewidywania okazały się prawdą.
Stanęła na najwyższym podium na mistrzostwach Europy. Wcześniej kilkakrotnie była mistrzynią Polski i zdobywczynią pucharu
oraz triumfatorką kilku innych zawodów.
Zwycięstwo na Starym Kontynencie osłodziło nieco gorycz rozczarowania, kiedy zabrakło dla niej pieniędzy na wyjazd na
Mistrzostwa Świata w Tokio. To najważniejsze zawody dla karateków. Marzenie nie spełniło się. Chociaż miała chwilę zwątpienia,
nie porzuciła karate.
- Karate to mój żywioł. Wyładowuję w ten sposób nadmiar energii, która mnie rozsadza. Zresztą karate to nie tylko walka.
Trzeba ćwiczyć całe ciało, ważna jest kondycja, gibkość, siła. To dążenie do doskonałości nie tylko fizycznej, ale i
psychicznej - przekonuje Ada.
W tym roku wygrała Mistrzostwa Polski. Otrzymała medal i obraz z twórcą Kyokushin Karate - Masutatsu Oyamą. Mistrz ze wschodu
jest dla niej absolutnym autorytetem. I jeszcze trener. - Dużo mu zawdzięczam. Był wsparciem, ale i surowym nauczycielem. Potrafił mną pokierować, ale też bez
ogródek skarcić - opowiada Ada. - W naszym klubie jest szanowany, także przez moich kolegów i koleżanki, choć tych ostatnich
nie ma zbyt wiele. Wałściwie w klubie jest jedna dziewczyna, z która mogę walczyć. Dlatego zawody, obozy czy konsultacje kadry
to jedyny sposób, żeby powalczyć "mocniej". Na miejscu pozostają tylko mężczyźni, więc muszę walczyć z nimi.
Udaje się to Adriannie całkiem nieźle. - Ćwiczę najczęściej ze swoim chłopakiem Michałem. Dopiero kiedy zdobył zielony pas,
czyli 4 kyu, był w stanie coś zrobić. Przedtem ja byłam lepsza. Teraz role się odwróciły. Kiedy trenujemy razem, nie ma
taryf ulgowych. Poza salą jest jednak miejsce na czułość i szacunek - uśmiecha się Ada.
Kiedy dziewczyna Michała startuje na zawodach, on trzyma za nią kciuki. Dla Ady to ważne, bo - jak sama twierdzi - na
zawodach histeryzuje przed walką. Dopiero kiedy staje na macie, trema znika i ma już tylko jeden cel - wygrać.
Ada trenuje dwa razy dziennie po 2 godziny. Do tego siłownia. Jej rekord podniesienia sztangi na ławce wynosi 80 kg.
Potrafi złamać 3 deski z solidnego drewna, każda po 2,5 cm grubości. Dobrze zbudowana, ma świetne warunki do uprawiania
tego sportu. Nie wygląda jednak na kogoś, kto mógłby zrobić krzywdę. Jest miłą, skromną dziewczyną znającą swoją wartość.
- Uważam, że kobieta trenująca karate nie musi nic tracić ze swojej kobiecości. Natomiast musi nauczyć się pokonywać lęk
przed walką i wzmożonym wysiłkiem. Kyokushin to trudny styl dla dziewczyn. Czasami musimy wykonać podwójną pracę, bo
przecież z natury jesteśmy słabsze od mężczyzn, a normy i tempo wykonywanych ćwiczeń w 90 procentach są takie same.
Adrianna Bieńkowska posiada stopień 1 kyu. Następny etap to czarny pas mistrzowski, który w tym stylu nie łatwo zdobyć.
Do zdania egzaminu przygotowuje się już od jakiegoś czasu. Taki sprawdzian może trwać nawet 6 godzin.
Poza karate pracuje jako ochroniarz i studiuje na Akademii Wychowania Fizycznego w Gdańsku. Nie boi się wychodzić na ulicę
wieczorem, chociaż nie przecenia umiejętności. Karate dało jej poczucie bezpieczeństwa.
- Najbardziej martwi mnie fakt, że na najważniejsze zawody zagraniczne brakuje pieniędzy. Musiałabym wszelkie koszty
pokryć z własnej kieszeni, a to jest niemożliwe. Kolejne Mistrzostwa Świata w Tokio odbędą się w 2001 roku. Może w końcu
uda mi się tam pojechać i zdobyć medal - marzy Ada.
Małgorzata Frąc, CITY magazine, październik 2000
|
|
include ('../p_right.php'); ?>
|